...schowaj się do nas
Różowa torebka
Siedzę w pokoju i spokojnie czytam kolejną książkę Pratchetta. Nagle słyszę, jak wchodzisz do mieszkania. Podnoszę głowę, chcąc się upewnić - tak, to ty. Wszędzie poznam twoje kroki - nieśpieszne, spokojne. Takie, jak ty. Kiedy jesteś blisko drzwi, dochodzi do mnie zapach. Twoja woda kolońska - działa na mnie silniej, niż jakikolwiek narkotyk. Czasami się zastanawiam, czy tylko ja ją czuję? Czy tylko na mnie działa w ten sposób? Pewnie tak.
Patrzę na zamknięte drzwi. Zaraz przez nie przejdziesz, przywitasz się i skupisz na sobie całą moją uwagę. Wiem, że ty to wiesz… oboje wiemy. Ale nie byłabym sobą, gdybym to pokazała. Dlatego pochylam głowę nad książką, przewracam parę stron wstecz i udaję bardzo zaczytaną.
Wchodzisz i rozglądasz się wkoło. Jak zawsze. Widzisz to, co ja i każda osoba, która tu wchodzi. Pierwsze, co przyciąga twoją uwagę, to okno naprzeciw drzwi. Widok zza niego jest prawdziwą ucieczką od świata. Opierasz się o jedyną kolorową ścianę - czy to nie dziwne, że ten ciemny fiolet najbardziej uspakaja? A może to wzór, który razem namalowaliśmy - delikatne białe linie obejmujące okno i drzwi. A może uspakaja mnie widok czegoś, co zrobiliśmy razem? Patrzysz na rząd ciemnych regałów, zastawionych bibelotami, książkami, notatkami i całą resztą, na którą się składam. Dostrzegasz laptopa i widzę twój uśmieszek - jeszcze nie przywykłeś, że co rusz zmieniam tapetę? A może uśmiechasz się, bo tym razem jej nie zmieniłam?
W końcu patrzysz na mnie. Siedzę w kącie, na łóżku. Dostrzegasz, że na „twoim” fotelu - jedynym, jaki jest w pokoju - leży moja czarna torba.
- Torebka mnie molestowała - ogłaszasz, zerkając na mnie. Zaskoczona, podnoszę głowę. Jak to, torebka? myślę, patrząc na ciebie. Dostrzegam twój uśmieszek i już wiem - punkt dla ciebie, zwróciłeś moją uwagę. Opanowuję się jednak i ponownie pochylam nad „czytaną” książką.
- Acha - odpowiadam zdawkowo. Jestem pewna, że widzę irytację na twojej twarzy. Zmarszczone czoło, wygięte wargi - mina dziecka, któremu odebrano ulubioną zabawkę. - Doprawdy? - pytam ze złośliwym śmieszkiem i podnoszę głowę. Widzę, jak przebiega przez ciebie dreszcz. Szybko kojarzysz fakty i wyciągasz jeden właściwy wniosek: Snape. I masz rację - zachowuję się jak on. Jestem opanowana, złośliwa. Trzymam cię na dystans. Oboje wiemy, że jest w jego postaci coś, co cenię. Nie lubisz tego. Nie podoba ci się myśl, że jest ktoś inny. Nawet, jeśli on naprawdę nie istnieje.
- Tak, doprawdy. Zmolestowała mnie torebka - mówisz, siadając na oparciu fotela. - Różowa! - dodajesz z bólem w głosie
- Biedactwo - odpowiadam kpiąco, ponownie wracając do książki.
- Pfff! - słyszę z twojej strony. Na pewno dmuchnąłeś, odgarniając włosy z czoła. Patrzysz na trzymaną przeze mnie książkę. Czyżbyś chciał mi ją wyrwać?
Siadasz na fotelu, kładąc torbę na ziemię. Opierasz łokcie na kolanach i podpierasz twarz rękami.
- No, biedactwo - mówisz. - Żebyś wiedziała. To było straszne.
- Rozumiem - ślinię palec i przewracam stronę. Lubię ten gest. Mój tata ma podobny, kiedy z dziadkiem popiją.
- Szedłem ulicą i zobaczyłem różową reklamówkę na zakupy - snujesz opowieść siadając wygodniej. Wyciągnięte nogi, ręce pod głową - kwintesencja wygody.
- Nagle zawiał wiatr i zaczął kręcić nią kółka. Wyglądało to, jak jakiś taniec - przymykasz oczy, rozkoszując się spokojem, jaki wokół panuje. - Wiatr podwiał ją w moją stronę. Chciałem ją ominąć i kiedy to robiłem, wiatr znowu zawiał, odsuwając ją od mnie - kontynuujesz, przesiadając się na kanapę. Jedną rękę kładziesz na oparciu, drugą na kolanach. Siedzisz bokiem, patrząc na mnie, a mnie to nie przeszkadza. Jesteś chyba jedynym człowiekiem, który nie wprawia mnie w zakłopotanie.
- Już szedłem dalej, kiedy nagle PAC! - mówisz, opierając policzek na pięści i uśmiechając się lekko. - I torebka wylądowała na moich plecach - kończysz, dumny z siebie.
- Słodko - przekładam kolejną stronę. Torebka, wiatr i ty. Brzmi trochę znajomo myślę, ślizgając wzrokiem po słowach.
- Ejj!! - podnosisz moje ręce, razem z książką, ponad moją głową. Wyglądam pewnie komicznie i głupio, ale się tym nie przejmujesz.
Całujesz mnie, a po chwili kładziesz głowę na moich kolanach. Leżysz tyłem do mnie, patrząc, jak słońce barwi pokój.
- No. Słodko - mówisz spokojnie. Po chwili opuszczam książkę, delikatnie opieram ją o twoją głowę i „czytam”. Jednocześnie myślę: Różowa torebka. Zwykły śmieć. Chce być blisko ciebie, mimo tego, że ty i wiatr decydujecie inaczej. I w końcu, torebka jest przy tobie. Nawet nie zauważyłam, kiedy przestałam przewracać strony. Znów koncentruję się na czytaniu, wykorzystując twoją głowę jako podpórkę. Jednak myśl o tym, co mi opowiedziałeś, nie daje mi spokoju. Nagle dostrzegam, że śpisz. No tak. Nie dość, że torebka cię molestowała, to jeszcze musiałeś długo do mnie jechać, by to powiedzieć. A dojazd do mnie, bez samochodu, jest strasznie kłopotliwy - myślę, odkładając książkę i uśmiechając się łagodnie.
Wplatam palce w twoje włosy. Uwielbiam je - są miękkie, delikatnie, nie za długie, ale i nie krótkie. Takie w sam raz. Zawsze lubiłam się nimi bawić. Ilekroć się witaliśmy, zwykłym cześć, tylekroć ci je targałam. Tylko po to, by być bliżej ciebie. Zauważyłeś to? Pewnie tak. Wiesz o mnie więcej, niż inni. Nie wszystko, ale tyle, że jedziesz taki kawał drogi i śpisz na moich kolanach.
Pochylam się nad tobą, nie przerywając głaskania cię po głowie.
- Wiesz co? - pytam cichutko, żebyś się nie obudził, żebyś nie usłyszał. – Ja jestem tą torebką – całuję cię w głowę i z delikatnym uśmiechem prostuję się. Szczęśliwa patrzę na pokój, nie zaprzestając pieszczoty.
A słońce powoli zachodzi, barwiąc pokój.
Offline